Z Tarasem Wozniakiem rozmawia Paweł
Pieniążek (Nowa Europa Wschodnia)
PP:Niedawno prezydent Wiktor Janukowycz
zagroził ministrowi edukacji Dmytrowi Tabacznykowi, że może
usunąć go z rządu. Wcześniej zwolnił ministra
gospodarki komunalnej Wiktora Tichonowa i jego zastępcę Jurija
Chiwrycza. To zapowiedź jakichś poważnych zmian?
TW: Myślę, że nie. Minął rok i
teraz już ciężko obarczać winą za
niedociągnięcia w polityce wewnętrznej oraz zewnętrznej
poprzedni rząd czy poprzedniego prezydenta. Założenia nie
są realizowane w taki sposób, jak chciałoby tego
społeczeństwo. Chociaż w trakcie kampanii prezydenckiej
padały wielkie obietnice, to ich spełnienia póki co nie ma.
Dlatego prezydent próbuje znaleźć winnych i stara się
zdystansować od Partii Regionów, stając się
ponadpartyjnym politykiem – takim Panem Bogiem ukraińskiej polityki. Czy
to się uda? Nie wiadomo, ale takie próby są podejmowane.
Jedną z nich jest usuwanie postaci znienawidzonych
przez Ukraińców. Największe braki są odczuwane w
gospodarstwie komunalnym i jego utrzymaniu, dlatego został zwolniony
Tichonow. Również bardzo denerwującą osobą jest
Tabacznyk. On ciągle prowokuje ukraińskie społeczeństwo i
może stać się kolejną «ofiarą».
Pierwszą z nich był minister ochrony zdrowia
Ilja Jemeć, ale tu powody były zupełnie inne – nie tylko
dlatego, że służba zdrowia jest w złym stanie, ale jest
także smakowitym kąskiem do podziału.
Możliwe są następne zwolnienia, ale to
przede wszystkim kampania wizerunkowa prezydenta.
PP: A co z premierem Mykołą
Azarowem?
TW: Sądzę, że zwolnią go jeszcze
przed wyborami do Rady Najwyższej w 2012 roku, ale to tylko ofiara,
żeby wykupić się u narodu, bo realnych rezultatów takiego
działania nie ma. Trzeba zdać sobie sprawę, że odczuwalna
poprawa sytuacji ekonomicznej nie jest prosta. Braku rezultatów nie
można tłumaczyć tylko tym, że władza nie chce, nie
potrafi czy dlatego że kradnie, ale trzeba też brać pod
uwagę procesy zachodzące na świecie. Wszystkie czynniki
łączą się i niestety wygląda to tak, jak wygląda.
PP: Pojawiają się różne
pogłoski o tym, kto może wejść do rządu.
Słyszałem, że może pojawić się w nim deputowana z
Bloku Julii Tymoszenko Natalia Korołewska.
TW: Ciężko powiedzieć, kto może
się tam znaleźć. Nie jestem pewien, czy to będzie
Korołewska, ale po tym, jak podano do dymisji ważnego polityka obwodu
ługańskiego Tichonowa, to tamtejsze ugrupowanie czuje żal.
Zapewne Janukowycz będzie musiał ich jakoś usatysfakcjonować,
ale kogo dadzą na to miejsce – nie wiadomo.
Jest wiele możliwych kandydatur, chociażby
pośród młodszej generacji, która nie ma jeszcze
dużego doświadczenia w rządzeniu, ale zaczyna pojawić
się na ważnych państwowych posadach. Na przykład Serhij
Arbuzow, który przed objęciem stanowiska szefa narodowego banku,
nie był znaną postacią.
PP: Serhij Tihipko miał być czarnym
koniem wyborów prezydenckich, ale nic z tego nie wyszło. Teraz jest
wicepremierem i wydaje się, że decyzja o wstąpieniu do
rządu była jego polityczną śmiercią.
TW: Dziwnym trafem nie «umiera», co pokazują
sondaże. Według reguł logiki, polityki czy idei, jego polityczna
egzystencja powinna dobiegać końca, ale na Ukrainie to tak nie
działa. Tihipko ma całkiem wysokie poparcie, chociaż jeszcze podczas
wyborów w 2004 roku był szefem sztabu wyborczego Janukowycza,
później jego przeciwnikiem, a potem znowu sojusznikiem. Jak my
możemy mówić, kim on jest?
Partia Regionów, dając mu miejsce
wicepremiera, chce go wykorzystać i «wypalić» do końca,
żeby nie był zagrożeniem podczas wyborów parlamentarnych
w 2012 roku i prezydenckich w roku 2015.
Jednak możliwe są także inne warianty, na
przykład skoro prezydent dystansuje się od Partii Regionów, to
może zakładać, że będzie spadać liczba jej
zwolenników. Wtedy jej członkowie będą próbowali
dostać się do Rady Najwyższej poprzez oddzielne projekty, jednym
z nich może być partia Tihipki Silna Ukraina. Na razie partia ta jest
na wpół zamrożona, ale przed wyborami może zostać
aktywowana.
To nie jedyny taki projekt. Wiadomo, że jest ich
kilka.
PP: Co należy do największych
sukcesów i porażek tego rządu?
TW: Na pewno do sukcesów można zaliczyć
utrzymanie stabilnego poziomu hrywny. Chociaż to raczej sytuacja
tymczasowa. W końcu dodruki hrywny doprowadzą do dewaluacji i
inflacji. Wydaje mi się, że przede wszystkim jej poziom utrzymuje
się dzięki zagranicznym pożyczkom, między innymi
Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Zresztą w ogóle jej
ustabilizowanie jest sukcesem.
Niektórzy widzą pozytyw w uporządkowaniu
władzy, niekiedy można go nazywać autorytarnym, a niekiedy
administracyjnym. W każdym razie nie ma walk na szczytach władzy, jak
podczas prezydentury Wiktora Juszczenki.
Rząd ma również
wielkie minusy – pogorszenie poziomu wolności prasy; polityczne prześladowania,
które maskuje się antykorupcyjnymi działaniami; niszczenie
małego i średniego biznesu przez zmianę systemu podatkowego;
bezsensowne reformy edukacji doprowadzające do sowietyzacji edukacji jako
takiej i tak dalej.
PP: A co z eurointegracją? Niedawno
polski premier Donald Tusk powiedział, że w tym roku prawie na pewno
zostanie podpisana umowa stowarzyszeniowa z Ukrainą. Kiedy Wiktor
Janukowycz przyjechał do Polski, prezydent Bronisław Komorowski nie
mówił o pogarszającej się sytuacji demokracji, a ostatnio
nawet powiedział, że widzi postępy. Czy to dobrze, że
dialog z Ukrainą jest prowadzony przede wszystkim pod kątem ekonomii,
a nie demokracji?
TW: Zarówno z reżimem Janukowycza, jak i
Aleksandra Łukaszenki na Białorusi nie można rozmawiać tak,
aby nie zostawić platformy do dialogu. Polska jest takim miejscem, gdzie
przyjeżdżają ci dwaj dostojnicy i gdzie nie stawia się im
niezręcznych pytań. Takie pytania ma zadawać Rada Europy,
Parlament Europejski, Komisja Europejska i tak dalej. Te instytucje rzetelnie
śledzą działania władzy, zaś unijni politycy reagują
na sygnały o łamaniu demokracji na Ukrainie.
Co do samego procesu eurointegracji, podczas prezydentury
Janukowycza były dwa etapy. Pierwszy, romantycznych relacji z
Federacją Rosyjską – tworzono iluzje i niby wykonywano przedwyborcze
obietnice prezydenta, ale okazało się, że Rosjanie są
nadzwyczaj pragmatyczni, a do tego dostatecznie agresywni w biznesie i
przyjaźń donieckich braci to dla nich za mało. Oni oczekują
materialnych rezultatów oraz postępu w oddawaniu za bezcen
obiektów etc. To oczywiście doprowadziło do pewnego
rozczarowania, jednak skutki pozostały. Podczas tego okresu (pierwsze
pół roku prezydentury) zlikwidowano wiele instytucji
działających przy ministerstwach i zajmujących się technicznymi
problemami (prawodawstwo, regulacje i tym podobne) integracji z Unią
Europejską.
Po tym, jak minęło pół roku,
Janukowycz postanowił trochę skorygować swoją politykę
i – w pierwszej kolejności – zaktywizował działania na rzecz
włączenia Ukrainy do strefy wolnego handlu i podpisania umowy stowarzyszeniowej
z Unią. Pierwsza część to przede wszystkim kwestie
techniczne, ale to bardzo pozytywna rzecz. Druga jest bardziej deklaratywna.
Wiele państw podpisało umowę stowarzyszeniową z
Brukselą, na przykład Turcja uczyniła to prawie 50 lat temu i w
zasadzie niczego to nie zmieniło. Tak samo w przypadku Izraela czy Maroko.
Natomiast Chorwacja podpisała umowę stowarzyszeniową
zawierającą punkt o tym, że to państwo będzie
członkiem Unii. Już wiadomo, że umowa Ukrainy będzie bez
zapisu o członkostwie.
Umowa stowarzyszeniowa nie jest instrumentem
instytucjonalnego wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej, ale jest
międzynarodowym porozumieniem – jak to kiedyś mówiono – o
drużbie i satrudniczestwie. Czasem to dokument o niczym.
Niemniej, przez ostatnie pół roku widać
podejmowane przez Janukowycza próby balansowania między UE a FR.
Czasem doprowadza to do stanowiska radykalnie niezgodnego z rosyjskimi planami,
na przykład odmowa połączenia Gazpromu i Naftohazu czy
wejścia do unii celnej, do której należą
Białoruś, Kazachstan i Rosja.
PP: To chyba ostatecznie obala mit, że
Partia Regionów jest prorosyjska?
TW: Na pewno nie jest jednolita. Wiele osób jest
tam ze względów czysto pragmatycznych, ale możliwe, że
mają proukraińskie i proeuropejskie nastroje. Jednak to nie oznacza,
że polskie spojrzenie na europejskość odpowiada ich spojrzeniu.
Oprócz tego są oczywiście prorosyjskie siły, a nawet
szowinistyczne (to one były wykorzystywane w wyborach), bo
część wyborców jest etnicznymi Rosjanami, w jakimś
stopniu zorientowanymi na Moskwę.
Wewnątrz Partii Regionów toczy się walka
między różnymi frakcjami. Jednak siłą
dominującą, szczególnie w przypadku kwestii ekonomicznych,
jest tak zwana frakcja prodoniecka, która nie zamierza z nikim
dzielić się swoimi aktywami. W tym sensie, mogą
działać według dowolnych humanistycznych haseł,
które nie są dla nich najistotniejsze, ale reagują bardzo
ostro w obronie może nie ukraińskich, ale własnych ekonomicznych
interesów. A dla nich korzystniejsza będzie współpraca
z wielkim europejskim rynkiem, gdzie żyje prawie pół miliarda
ludzi, którzy mogą kupić znacznie więcej niż ci z
unii celnej.
Tak naprawdę to nie tylko wybór między
Unią Europejską a unią celną. Ukraina jest także
jednym z największych na świecie eksporterów stali i
zboża. Główne rynki eksportu tych produktów to Chiny i
inne państwa rozwijające się.
PP: Jeśli spojrzymy na liczbę
inwestycji z Rosji i UE, to okaże się, że tych drugich jest
więcej, ale patrząc pod kątem poszczególnych
państw-członków, to najwięcej inwestycji na Ukrainę
i z Ukrainy pochodzi z Cypru. Co to za pieniądze?
TW: To tak naprawdę inwestycje Ukraińców
w Ukrainę, które przechodzą przez raj podatkowy. Po prostu
czysty zysk dla inwestorów, na którym bardzo traci
ukraińskie państwo. Chociaż to jeszcze nie jest najgorszy
wariant, bo pieniądze wracają na Ukrainę. Najgorzej jest, gdy
one wypływają poza jej granice i w żaden sposób dla niej
nie pracują.
Lwów, 19 lipca 2011