Leszek MazanZdarżenia z życia naszego MonarchyDociekliwy funkcjonariusz “Pewnego roku, w upalne żniwa, chcąc poznać dolę swego ludu, nasz Monarcha, w chłopskim przebraniu, zatrudnił się jako parobek u jednego z galicyjskich gospodarzy. Strudzony drogą przespał wschód słońca: nieludzki rządca, za niestawiennictwo w terminie do orki, kazał wymierzyć “Parobkowi” 25 batów. “Parobek” wysłał czem prędzej swego towarzysza po oddział cesarskiej jazdy. Przybyli na czas żołnierze, w proch przed Majestatem upadłszy, głośno wielbili mądrość i dobroć Cesarza, srogiego rządcę rozszarpali końmi, a na miejscu stajni, w której raczył nocować Monarcha, postawili pomnik. Sam Cesarz, usiadłszy na przydrożnym głazie wedle kapliczki, najpierw długo płakał nad niedolą swego ludu, a potem kazał znieść pańszczyznę”. Opowiadanie to tak się spodobało Dworowi i urzędnikom w Wiedniu, że kazali czem prędzej pomieścić je w wypisach dla szkół galicyjskich. – To wspaniałe. Wasza Dostojność - pochylił z szacunkiem głowę kompetentny funkcjonariusz ministerialny VIII rangi – tylko, że... – Że co, mój panie? – zdenerwował się przełożony. – Że... że pańszczyznę zniesiono w Galicji i Lodomerii nieco wcześniej, nim nasz Najjaśniejszy Pan raczył wstąpić na tron... Ostatnie pożegnanie Prezydent Lwowa, Stanisław Ciuchciński, wygłaszając w 1903 roku na Cmentarzu Łyczakowskim mowę pogrzebową, pożegnał wsuwaną do grobu trumnę słowami: – Bądź zdrów, Andrzeju. (*) Gdy wiadomość o tym dotarła do Wiednia sędziwy monarcha polecił wezwać Ciuchcińskiego i zaproponować mu stanowisko dyrektora wydawnictw wojskowych Ministerstwa Wojny. Prezydent odmówił z uwagi na nawał pogrzebów, które musiał teraz obsługiwać we Lwowie. (*) Andrzej Gołąb, literacki archetyp Felicjana Dulskiego – bohatera sztuki Zapolskiej. Sława Ci! Sława! W czasie żadnej z podróży Franciszka Józefa nie powitało go tyle wierszowanych oracji, jak w Galicji. – Twój przyjazd, Najjaśniejszy Panie, wyzwolił ogromne pokłady miłości, szacunku i oddania – tłumaczył monarsze już w pierwszym dniu wizyty namiestnik Alfred Potocki. – Tak ogromne, że oracje na cześć Waszej Cesarskiej Mości pisze dziś każdy, kto pisać umie. – A ilu umie? – zainteresował się Cesarz. Otrzymawszy odpowiedź, że zaledwie co szósty, wezwał ministra oświaty i coś mu surowo polecił. Na całej trasie podróży inspekcyjnej Monarsze wręczano – lub po prostu wrzucano do jego wagonu – tysiące listów proszalnych o wsparcie, interwencję, sprawiedliwość itd. W czwartym dniu tej listownej lawiny, przerażony jej ogromem Najjaśniejszy Pan wezwał ponownie ministra oświaty i wydał mu równie surowe co wcześniej polecenia, których jednak nie ujawniono. Wioń życia kwiatem nad młodym światem Szymański Stanisław, Nauczyciel prywatny Łaski, Najjaśniejszy Panie! W czasie całej podróży inspekcyjnej po Galicji, zgromadzony wzdłuż trasy kolejowej lud na widok cesarskiego pociągu nabożnie klękał i zdejmował czapki: na dworcach w Łańcucie, Przeworsku, Jarosławiu, Przemyślu i Lwowie do okien salonki wrzucano listy proszalne. Osobisty lekarz Cesarza, dr Kerzl, zaklinał Monarchę, by nie brał tych listów do rąk; w Galicji panowała wtedy epidemia cholery. Cesarz jednak, z właściwą sobie odwagą, własnoręcznie wrzucał listy wraz z mikrobami do specjalnej skrzynki w wagonie. Równocześnie na mijanych dworcach tajni agenci policji aresztowali masowo nadawców pod zarzutem organizowania zamachu na Najjaśniejszego Pana. Po powrocie do Wiednia Cesarz darował winę wszystkim autorom próśb, polecając – w drodze szczególnej łaski – uwolnić ich z więzienia. Skandal w operze – Moje gratulacje, panie burmistrzu, bardzo mi się podoba wasza opera – powiedział Franciszek Józef do burmistrza Lwowa, Ciuchcińskiego, w antrakcie przedstawienia operowego w stolicy Galicji, w 1903 roku. Ciuchciński, czerwony z emocji i szczęścia, odparł: – Jawohl, Majestät! Die Sänger sind gut, nur die chóren sind schlecht! (Tak, Najjaśniejszy Panie! Śpiewacy są dobrzy, tylko dziwki złe!) Cesarz był zupełnie zaskoczony. – Mówiliście mi, moi panowie, że jestem we Lwowie, a okazuje się że to Budapeszt! Dopiero pod sam koniec antraktu udało się wytłumaczyć Miłościwemu Panu, że pan burmistrz miał na myśli autentyczne chóry, a nie “Huren” czyli k...wy. Nie ma więc podstaw do mylenia Lwowa z Budapesztem, nazywanym w Wiedniu, dla wielkiej ilości domów publicznych, “Hurenpesztem”. Monarcha jednak do końca przedstawienia był w widoczny sposób poruszony, poprosił o lornetkę i śledził spektakl z niespotykaną u niego uwagą. |
ч
|